sobota, 27 czerwca 2009

List do Juli II i III




II

Julio ten list dostaniesz jako drugi. Piszę w razie, jakby pierwszy się zgubił. Poczta strajkuje. Na pewno znasz panią Jasię, listonoszkę, grałem z nią w tysiąca i pozwoliłem wygrać, byle mi wysłała tę korespondencję. Od dwóch dni bojkotują stemplowanie kopert, nie sprzedają znaczków tylko papierosy, a i to nie zawsze i nie o każdej porze.

Twoi rodzice ostatnio zapowiadali, że przyjadą i pomogą urządzić pokoik, ale pan Czarek się rozchorował, a twoja mama już dawno się do odwiedzin nie nadaje, więc zabrałem się za to sam. Wiem, że też piszą do ciebie i też grają z panią Jasią w tysiąca, byle pomogła im ominąć okrutny zakaz naczelniczki Małgorzaty.

W nocy nie mogę zasnąć, martwię się co z tobą i maleństwem, termin miałaś w lipcu, jest sierpień. Z niewiedzy piszę wiersze, dużo ich piszę i wydają się coraz lepsze. Sołtys Hultajski organizuje mi wieczorki autorskie w remizie. Ale tam ludzie, zamiast próbować zrozumieć, piją. Piją dużo.

Wczoraj byli u nas dwaj panowie z daleka, z wydawnictwa, podobno są zainteresowani poezją i prozą. Adres mieli dokładnie napisany na kartce i wszystko co do tej pory zdążyliśmy okuć w okładki przynieśli z sobą. Chwalili twoją ostatnią powieść, bardzo długo rozmawialiśmy chodząc po lesie. Pomyślałem że nie będziesz miała mi za złe, jeśli pokaże im twoją jeszcze nieskończoną książkę. Byli zachwyceni świętym spokojem wsi. Pokazywałem im pokoik z łóżeczkiem i grzechotkami. Mówili, że bardzo cierpią i tak samo jak my chcieliby mieć dziecko, zapomniałem napisać: byli parterami. Jeden miał na imię Zbyszek, drugi się nie przedstawił. Zdziwiłem się, jak można przyjechać w odwiedziny, nawet jeśli w interesach i się nie przedstawić? Zbyszek wyjaśnił, że jego ukochany wciąż się obawia zdemaskowania. W mieście, w którym mieszkał zanim się poznali tłum "powiesił" wszystkie homoseksualne pary, w tym jego obie mamy. Wspominali, zrobiło się bardzo nostalgicznie. Hultajski, który też z nami zatopił się w smutku, zaproponował wyjście do remizy. Tam po piątym piwie został moim menadżerem, nie mogłem odmówić. On przyprowadził tych przemiłych panów, potem on stawiał wódę.
Jednakowoż powinnaś wiedzieć: ten gość tylko pozuje, na człowieka najprostszego z możliwych, w praktyce miał styczność z uniwersytetami, nawet wykładał gdzieś we Wrocławiu. Co? - nie usłyszałem, tego wieczora rzygał, dużo rzygał. Zabronił mi mówić komukolwiek „o wymiotowaniu”, dlatego używam słowa na erzet. Całą noc psioczył, że nigdy wcześniej nie miał „takich kłopotów”.

Zbyszek i jego chłopak pozwolili mi się ze sobą zabrać, do miasta. Powiedzieli, że pomogą nam się odnaleźć. Telefony im się wcześniej rozładowały, toteż najoczywistsze rozwiązanie odpadało z gry. Czasem się zastanawiam, dlaczego właściwie zdecydowaliśmy się żyć taki kawał od świata. Dziękuję bogom, że zgodziłaś się na miejsce z prądem i kanalizacją. Sołtys Hultajski mówi, że za rok telefony dojdą i do nas, nawet komórki zaczną mieć zasięg, więc nici z twojej oazy spokoju. Las pewnie wytną, a ludzie z miasta będą przyjeżdżać, żeby posiedzieć na ścinkach jak prawdziwi kosmici. Będą mogli poczuć owoce inwazji i ingerencji człowieka pod pośladkami, w ich świecie nie ma nic przyjemniejszego niż poczucie władzy. Pewnie dlatego wybrałaś to miejsce, by nie pozwolić im tego zabrać. A ja za tobą wszędzie. Muszę kończyć znalazłem chwilkę na uboczu, piszę z nawyku, mimo iż nie mam już żadnej fizycznej potrzeby kończenia tego listu: jutro cię przecież odwiedzam, ale przedtem wygrzebię stare kołdry, żeby mieć gdzie gości położyć. A co tam, położę się w salonie, oni tak rzadko wdychają powietrze dopiero co strącone przez liście, tak sporadycznie odwiedzają alkoholowe przybytki. Niech ten specjalny dzień będzie dla nich połączony ze specjalną nocą. Już ci wspomniałem, że nie mogę bez ciebie zmrużyć oczu? Przykryję głowę poduszką, to nie usłyszę odgłosów.

III

Jadę do ciebie Julio. W samochodzie panuje cisza, okazało się, że Zbyszek wczoraj zdradził swojego chłopaka z panem Hultajskim. Uwierzysz? Cały mój zachód z odstępowaniem im naszego łóżka… Na szczęście skończyło się na niewinnym pocałunku, ale on, Darek, i tak spędził tę noc pochlipując w łazience. Jak się nazywa, wyjawił mi po chwili rozmowy. Opowiedział mi historię swojego dzieciństwa, momentami wydawało mi się, że jest bohaterem tragicznym, nad którym niczym sęp krąży fatum. Na myśl przychodziły mi też porównania z Prometeuszem, każde kolejne zdarzenie uświadamiało mi jak wiele rzeczy potrafi zalegać człowiekowi na przysłowiowej wątrobie. Skojarzenie z antycznym tytanem stawało się jeszcze pełniejsze.

W dzieciństwie Darek był chłopcem grzecznym, ułożonym, kłaniał się wszystkim sąsiadom i miał wielu przyjaciół. Ojciec umarł gdy miał osiem lat. Matka, jako że nigdy nie potrafiła się nim zaopiekować zostawiła go młodszej siostrze i wyjechała. Od tamtej pory nie utrzymywała kontaktów z nikim z rodziny. Darek prędko dowiedział się, że świat nie musi zawsze wyglądać tak samo. Jego ciotka, Laura, wstąpiła do sekty i po pół roku ożeniła się ze swoją przyjaciółką Odetką. Obie wychowały go na dobrego człowieka, postarały się by rozpoczął naukę, znalazł sobie dziewczynę. Wszystko szło zgodnie z planem, młodzieniec rósł, objawiały się jego nowe talenty, wkrótce, jako nastolatek, założył firmę sprzątającą. Dobrze się uczył, więc został zaproszony do ratusza, gdzie otrzymał specjalne stypendium. Właśnie tam poznał swoją pierwszą miłość.

Na początku znajomości nie wiedział kim jest jego ukochana, podobno była niezwykle tajemnicza. Naturalnie, jak to bywa w tego typu przypadkach, w perspektywie czasu okazała się być, nikim innym jak, córką prezydenta miasta. Spotykali się już dosyć długo a obie matki Darka ubóstwiały jego wybrankę, co tylko przyśpieszyło kolej rzeczy.

Nie pamiętam jak nazywał on ją nazywał, wiem jedynie, że nosiła śmieszne przezwisko, które wyrażało chłopięcy zachwyt nad jej wcześnie ukształtowaną sylwetką. Melona? Miska? W każdym razie coś wiążącego się z piersiami zaczynającego się od M. Tak czy siak dalsze losy pary kochanków były pasmem nieszczęść. Gdy drugi ojciec w tej historii, członek skrajnie prawicowego ugrupowania politycznego, został przedstawiony, znanemu już duetowi Laura-Odeta, wpadł w szał. Za włosy zawlókł córkę do domu. Nasz Romeo czyli Darek nie próbował luzować ojcowskiego uścisku. Cóż, pewnie niektórzy rodzą się bez odwagi, a biorąc pod uwagę to czego mógł nauczyć się w domu, z fizyczną przemocą raczej nie miał nic bliżej.

Związki kobiet wyglądają inaczej, kobieta jest tworem niezwykle harmonicznym, bardziej dba o relacje międzyludzkie niż na przykład potrzebę samorealizacji. Bynajmniej tak twierdził mój rozmówca. Jedyny konflikt, jaki zdarzył się, między sielankową dwójką pań, będący niechcianym owocem zabawy w gilgotki, miał polegać na gryzieniu i szczypaniu. Zatem w pewnym stopniu nie ma się chłopakowi co dziwić, stał jak wryty i obserwował. Jak dla mnie, totalny brak instynktu, ale rzecz jasna, nie zamierzałem go oświecać.

W walkę z najwyższym miejskim urzędnikiem gorliwie wdała się reszta słabszej płci, również będąca świadkiem dantejskiej sceny. Nie przeważyło to jednak szali na korzyść Darka.

Tydzień później miasto zalała fala mężczyzn ostrzyżonych na łyso, demonstracje przeradzały się w starcia z policją i lincze. Flagi z partyjnymi barwami niedoszłego teścia i swata powiewały niczym gałązki na wielkim pniu nieokrzesanego tłumu. Przemawiało też kilku księży i kilku sławnych aktorów. Wszyscy powtarzali te same hasła, które po kilku dniach powszedniały do roli refrenów singli radiofriendly.

Rzecz jasna punktem zapalnym było osobiste doświadczenie wiceprezesa partii, biologicznego sprawcy tak pełnych melonów czy misek… To z jego inicjatywy ulice odbijały teraz słońce zupełnie jakby ziemia próbowała się mu odwdzięczyć łysymi glacami za przeświecone miliardy lat. W geście protestu, na przekór wszystkiemu, matki idealistki trzymając się za ręce wyszły na ulice. Darka nie było w domu, uczył się. Kiedy na zajęciach języka polskiego zadzwonił telefon w szpitalu umierała Odeta, a już Laurę przykrywano pościelą.

Zbyszka poznał tydzień później na kontr-manifestacji, jutro mija siedem lat, odkąd razem kierują działalnością wydawnictwa „suowasuwka”, chwila, chwila – dzisiaj - dzisiaj mija siedem lat.

Kiedy do niewyspanych przez zawodzenie Darka dołączył Zbyszek, był jeszcze zalany w trupa. Jestem pewien, że w jego głowie pod zakładką „wczoraj” kryła się totalna pustka. Jak gdyby nigdy nic przywitał się z partnerem, ale ostentacyjnie odtrącony z zastanowieniem na twarzy powędrował do kuchni. Po awanturze pełnej łez i niemęskich pisków, w milczeniu zapakowaliśmy się do samochodu. Zbyszek wciąż był pijany, toteż za kierownicą usiadł nasz Prometeusz.


- 30.04.2008 -



Brak komentarzy: