sobota, 27 czerwca 2009

Poemat bez ofiar




Wszystko tylko wyglądało na jasne. Krew na rękach. Odciski palców. Śledczy akurat czytał jakiś tomik poezji, na ostatniej stronie telefon autora. Słuchajcie chłopcy podejrzanie mi to wygląda- trzymał telefon przy twarzy, ale chyba mówił do nas, z tego co zdążyłem zauważyć, autor był wpisany w grzbiet w liczbie pojedynczej.

Rzeczywiście wszystko mogło wyglądać podejrzanie. Dużo rozbitych szklanek, krzesło też połamane. W Polsce, w tym czasie, tego typu przestępstwa odbywały się cicho i w pedantycznym porządku również według chłopców.

Po pół godzinie na miejsce przyjechał poeta, wcale nie mówił wierszem. Nie miał dla nas żadnych morałów. O dziwo na pierwszy rzut wszystko nazwał normalnym. Nawet skrzepłe słowa na ścianie choć pierwotnie były jego autorstwa, nie obudziły jednej zdziwionej zmarszczki ani nie dodały powiekom drgania. Ich interpretacje wyłożył surowo i bezwzględnie. Dysonans ujawnił się dopiero wtedy, gdy dostrzegł błędy w cytowanym ze ściany materiale.

Zamyślił się, kazał sobie nalać do jednej z pękniętych szklanek. Kiedy nalewałem od razu pił, pił a ja nalewałem od razu. Śledczy w ślad za nim -prosto z butelki-smutny, że można wszystko okrasić wierszem. Poeta chwiejąc się i dziwiąc, że szybko się chwiać zaczął, podszedł do ściany, starł krwiste wersy rękawem i własnym osoczem poprawił.

Śledczy zajrzał do chudej książeczki (poeta pisał mało wierszy, głównie pił i chadzał po miejscach zbrodni) po czym zwrócił uwagę:
- Nie wszystkie znasz na pamięć.
- Znam tylko mi się jebło przy przepisywaniu.
- Ale poprawiasz.
- Tak.
- A było wszystko tak samo… - wskazuje czterema palcami do wnętrza trzymanej pozycji.

Byłem nowicjusz -nie piłem, ale do zakłuwania w kajdany się nawet nie pchałem. Według chłopców poeta coś za każdym razem poprawiał, czasem pozwalali mu zacierać ślady za draniem którego ścigali.

- A niech poprawia – krzyczeli pijani – jest przecież w swoim mieszkaniu!


- 12.05.2008 -



Brak komentarzy: